Wystarczy ubrać się na cebulkę, ciepłe buty, czapkę i na spacer polami do lasu. Przemierzałyśmy, polne błotniste drogi, pola, aby wejść na lipami wysadzaną drogę…Wiatr tragał gałęzie i młode kosmyki wyrastające z pni. Słychać było zawodzenie, skrzypienie i melodię wnikająca głęboko w uszy. Trochę strasznie, trochę nieswojo kiedy lipy patrzyły na mnie swoimi oczami, słuchały potrójnymi uszami, również onieśmielały swoim kształtem, rysami, pęknięciami…..Niektóre, to prawdziwe modelki w szaro-zielonych sukniach, swetrach z rozczochranymi włosami, inne wypalone, wymarłe, smutne, a inne frywolne w swojej młodości. Te stareńki, poskręcane, obolałe z wypustkami na nosach jak jędze inne zapatrzone w dal, rozmarzone, czekające na wiosnę, na brzęczące pszczoły, gnieżdżące się ptaki, dzięcioły, które uleczą zbolałą korę. A latem , zapach lip roznosić się będzie po polach, sadach, parkach, drogach….nie ma nic piękniejszego od lip kwitnących, jej anielskiego zapachu, który w gorące dni prowadzi nas do chwil z dzieciństwa…..jm