Narodziła się jesienią,
nuciła sobie pieśni różne,
nie była kolorowa,
ale pachniała lawendą i bzem.
Przechadzała się po piaszczystych ścieżkach,
po kamykach drobnych i szeleszczących liściach wiązu.
Troszkę przymarzała,
bo czapek nosić zapominała,
ale nosiła szaliczki brązowe w paseczki rude.
Zimą chowała dłonie w kieszenie ogromne,
wełniane nosiła skarpety.
Przesiadywała u mnie,
kiedy miała ochotę na herbatkę z malinami
i ciasteczka z poziomkami.
Tęsknię za tobą moja jesienna,
tęsknię za tobą moja wrzosowa…..
Robię dla ciebie szal beżowy,
taki długi dwumetrowy,
ciepły, pachnący letnimi nocami,
bajkami opowiadanymi przez stare ćmy
i misiami szmacianymi w kratkę i bez kratki…
Przyjdź do mnie z ludzikami z kasztanów i żołędzi,
z zapachem jesiennych ognisk na kartofliskach,
z liśćmi na, których lato pisało listy do zakochanych
i ciepłem miłości, za którą wszyscy przepadamy….