Smak śniegu….

Wczoraj w nocy wyszłam z psami na spacer, mróz, śniegu po kolana.Wszystko w sadzie i na podwórzu było pięknie podświetlone, na gałęziach skrzył się śnieg, gwiazdy rozanielały niebo. Zapachniało zimą z dzieciństwa, nawet śnieg miał ten sam smak… Pamiętam jak poszłam na łyżwy na naszą wiejską, urokliwą rzekę. Jeździłam do późnych godzin. Było ciemno , a ja kilka kilometrów od wsi, głodna i zmarznięta na kość. Spodnie stały się twardym, zamarzniętym pancerzem, a na plecach zimny pot ze strachu, bo byłam sama w lesie….Szybko zaczęłam wracać do domu, łamał się lód. Umordowana dotarłam do wsi. Usiadłam na murku koło kościoła i zachłannie zjadałam śnieg….Do dziś pamiętam jego smak…Liczyłam na jakieś przeziębienie i na to ,że nie pójdę do szkoły, ale zdrowa byłam i nic mi się nie działo…Po latach zastanawiam się, że moi rodzice wcale, a wcale się o mnie nie martwili.Trzy raz dostałam lanie w zimowy czas.Pod domem zrobiłam ślizgawkę i po chorobie poszłam na nią w ceratowych kapciach….Drugi raz, brat zjeżdżał z górki i wpadł do rzeki, trzeci raz, ten sam brat wjechał znów do rzeki i załamał się pod nim lód.Wskoczyłam do lodowatej wody i uratowałam go .Kiedy wyjmowałam go z wody kurczowo trzymał się sanek, był dzielny!!!!!jm