Mieliśmy po 12-13 lat. Z moim bratem Darkiem, wybraliśmy się po choinkę do pobliskiego lasu położonego wśród pól…Radość i podniecenie, że za chwilę zobaczymy najpiękniejsze drzewko bożonarodzeniowe. I były takie drzewka, tylko nie było jednogłośnych decyzji, bo albo mnie się podobała, a Darkowi nie , albo odwrotnie. Chodziliśmy do lasu przez cały tydzień. Zmarznięci na kość, z gilami metrowymi pod nosem….Już musieliśmy podjąć decyzję ostatniego dnia. Pojęliśmy. Była to, pierwsza przez nas napotkana choinka z przed tygodnia…Była najpiękniejsza, z dumą włożyliśmy ją na sanki i przez pola , grzęznąc w zaspach po pas, przywieźliśmy choinkę do domu. Słońce już zachodziło, dymy z kominów leniwie falowały na wsią. Patrzyłam w nasze okna i widziałam mamę krzątającą się w kuchni…..Widok najpiękniejszy na świecie. Za chwilę będziemy w domu, wygrzejemy się przy gorącym piecu, napijemy się herbatki z cytryną, poczujemy zapach skórki pomarańczowej, wędzonych kiełbas, szynek, jabłek. To dobro trwało tylko chwilę, potem było smutniej, ale zauroczenia pozostaną na zawsze w mojej pamięci…..jm