Rzadko się zdarza , aby Zygmunt zaatakował mnie rogami.Każdego dnia wyprowadzam go nad staw, albo na łąkę.Ma długi sznur, może swobodnie się paść.Wczoraj zrobiłam błąd i przywiązałam go blisko wejścia do jego zagrody. Kiedy poszłam zanieść ciepłą wodę z solą, wparował do swojego pomieszczenia i mnie zaatakował. Złapałam go za rogi i mocno trzymałam starając się wyprowadzić go na zewnątrz. Kiedy puściłam rogi , zaatakował ponownie, nie mogłam uciekać , bo za mną gonił. Znikąd pomocy. Pomyślałam, że muszę użyć dużej siły, aby go z powrotem wpędzić do zagrody . Stanął na tylnych nogach i z całej siły zaatakował ponownie. Złapałam kozła za rogi i wprowadzałam go do środka. Ręce bardzo bolały, pot spływał po skroniach mimo mrozu, adrenalina zrobiła swoje. Udało się. Już nie dam się zapędzić w kozi róg.Zrozumiałam znaczenie tego przysłowia.Gdybym miała mniej siły, mógłby mnie mocno poturbować…..Ciężka praca przyniosła efekty w postaci tężyzny fizycznej…..Rąbanie drewna, dźwiganie worków z węglem, zbożem…..Wieś hartuje człowieka każdego dnia…..Tu nie można się nudzić…jm