3 dni temu, Brenda dotkliwie pogryzła Gutka-Glutka.Dzięki Oktawii zdążyłam na czas i wyrwałam go z jej pyska .Poraniony Gucio uciekł.Wołałyśmy go , ale nie przychodził.Przez trzy dni szukałyśmy go w obejściu, u sąsiadów, którzy również zaangażowali się w poszukiwania. Zaczęło bardzo wiać i mocno padać.Pomyślałam , że jest bardzo ranny i może padł gdzieś w zaroślach, na polach.Obszukałyśmy okolicę i nic.Każdego dnia obszukiwałyśmy stodoły, ogród, szuwary nad stawem…Powoli traciłyśmy już nadzieję, że żyje. Dziś również obszukałyśmy park, pytałyśmy z córką o niego napotkanych ludzi…Zaszłyśmy do pana Juliana, aby szukać w jego obejściu.Powiedział, że nie widział psa…Ale kiedy wracałyśmy przez pole do domu, zobaczyłam daleko pod drzewem czarny punkt.Pomyślałam, że to Gucio i zaczęłam biec po grząskim polu.To był Gucio, merdał ogonkiem i był w dobrej formie, choć na biodrze miał dużą ranę i cierpiał.To była ogromna radość. Wzięłam go na ręce,ale bardzo skomlał. Był cały obolały. Myślę,że był w szoku i schował się w starej stodole dwa gospodarstwa dalej.Teraz śpi pod kominkiem, pięknie zjadł, wypił mleko kozie, które uwielbia….Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. A z Brendą pojedziemy do weterynarza, aby ją wysterylizować. Mam nadzieję,że będzie mniej agresywna….Dziękuję Oktawii, która szukała Gucia w dzień i w nocy, pani Basi i pani Beatce, Arkowi i Oli…..Gucio , to nasz kochany bohater, który zawsze zwycięża….jm