Kilka dni temu, wybrałam się na łąki, aby zebrać trochę traw,polnych kwiatów,dzikiego szczawiu,chabrów,polnych maków.Zachwycona przepięknym widokiem ,zrobiłam kilka zdjęć.Wdychałam zapach lata,polnej drogi i serce moje przepełniła radość ,której nie można opisać.Stałam samotnie na ogromnej połaci łąk,z daleka widać było wiejskie domy,pasące się krowy,a nad głową ,na błękitnym niebie śpiewały skowronki…..Stałam zaczarowana i szczęśliwa.Czas było wracać do domu.Odwróciłam się i zobaczyłam ,że za mną stoi mężczyzna z rowerem.Był bardzo zaniedbany,ręce miał brudne i posiniaczone.Twarz z dużym zarostem,straszna….Do samochodu miałam 10 m,musiałam się do niego dostać.Coś do mnie powiedział o eternicie i czy zadzwonię do tego faceta ,który zdejmuje ten eternit z dachu….Powoli szłam w kierunku samochodu,wsiadłam i odjechałam.W lusterku widziałam,że coś mówi do mnie,ale ja czmychnęłam czym prędzej z tego miejsca…Wystraszyłam się i nogi miałam jak z waty….Jechałam polną drogą,a przede mną biegły kuropatwy.Tak dawno nie widziałam kuropatw………To był przedziwny poranek,piękny i straszny zarazem….jm