Poszłam nakarmić kozę Tosię.Wieje i zacina śniegiem.Tosia z zadowoleniem zabrała się za zjedzenie jabłuszek,buraczków,sałaty,owsa.Skończyło się siano.Musiałam wejść na górę stodoły ,aby zrzucić snopek siana.Nie było drabiny.Postanowiłam wspiąć się kilka metrów w górę po belkach i po szczelinach w deskach.Ares się niecierpliwił i bał się ,abym nie spadła.Ale udało się i jeszcze ze mną nie jest tak źle, mam niezłą sprawność fizyczną…Potem spacer z psami i kotami nad stawem….A teraz kawa i smaczny kawałek makowca,w którym się specjalizuję…Pycha!!!!!jm