Mimo mrozu ,przyjemna pogoda.Z góry stodoły, wyjęłam dla Tosi dwa snopki siana.Stałam urzeczona wpadającym słońcem ,które przedzierało się przez szczeliny w deskach,a zapach siana przywołał wspomnienie lata,kołyszących się łąk,zielonych łanów zbóż,stokrotek ,tulipanów.Poczułam przypływ cudownej energii.Potem spacer z psami i zabawa z Tosią na jej wybiegu.Szalała ,cieszyła się śniegiem,popisywała się jak tylko mogła.Kiedy zobaczyła Brendę zaczęła się walka na rogi i kły.Brenda nie mogła jej nic zrobić ,bo była po drugiej stronie ogrodzenia ,a Tosia waliła rogami w deski,co denerwowało Brydzę nieziemsko.Kot Henio, przyglądał się ze spokojem z bezpiecznej odległości,bo wie czym grozi zbliżenie się do Tosi.Już raz poczęstowała go swoimi różkami….Trochę pobiegałam ,a potem ośnieżona poszłam do domu na gorącą malinową herbatkę z domieszką pigwy i przysiadając przy kominku lekko się rozmarzyłam…jm