Z miłości do jesieni….

Dzisiejsze ,niedzielne popołudnie….Po obiedzie ,wybraliśmy na spacer nad nasze ulubione jezioro.Usytuowane jest pod wzniesieniem porośniętym bukami ,sosnami i świerkami.Było chłodno,ale słonecznie.To były przepiękne chwile,przechodziliśmy przez liściaste kobierce,strumyki,potoki.Wpadłam też do małego bagna, byłam tak zapatrzona na paletę barw,które wydobywały się z głębi lasu,że nie zauważyłam grzęzawiska ,które ukryło się pod liściastym dywanikiem.Moje buty pokryły się czarną mazią.Zabraliśmy ze sobą Aresa,pilnował mnie i był naszym łącznikiem na spacerowym szlaku.Brak słów,aby to opisać,najbardziej poruszył mnie łopot łabędzich skrzydeł .Para łabędzi poderwała się do lotu i przelatywała nad naszymi głowami.Urzekały swoją urodą stare omszałe drzewa zanurzone w wodzie,strumyki,które ni stąd,ni zowąd wypływały spod kamieni,zwalisk…Wszyscy byliśmy zadowoleni ze spaceru,a w domu jeszcze paliło się w kominku i było cieplutko i miło.Czekał na nas pyszny deser „miodowe semifreddo”,które przygotowała Oktawia i sałatka z tuńczyka…..jm

Pod tą sosną, w czasie wojny zdarzył się cud.Ale o tym napiszę później….jm