Rybka i odyniec…

Zaplanowaliśmy,że na kolację pojedziemy nad morze.Najpierw dłuższy spacerek plażą,a potem na jedzonko.Wcześniej padało,ale pod koniec dnia zaświeciło słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie.Turystów opalonych i zadowolonych widziałam,mimów całe mnóstwo,stragany z ofertą przedziwną,acz kolorową i hałaśliwą….Statki odpływały z zachwyconymi podróżnikami, chcącymi sfotografować zachód słońca i miasteczko z oddali.Poszliśmy na kolację.Było pysznie i romantycznie.Rybka wyborna i inne specjały również.Czas na powrót.Łąki spowiły wieczorne mgły, które delikatnie falowały.Ale nas zainteresował dzik, którego zobaczyliśmy biegnącego przez ściernisko do przydrożnego rowu.Podjechaliśmy powolutku w, to miejsce , gdzie się zatrzymał.Patrzył na nas z swoimi mądrymi oczyma.Odjechaliśmy kawałek dalej,a on taki wspaniały wynurzył się z trawy i dostojnie przebiegł przez drogę.Był, to wspaniały odyniec.Długo jeszcze patrzyliśmy ,jak biegnie w mglisty zachód słońca.Oczarowani i szczęśliwi wróciliśmy do domu,gdzie czekały na nas nasze koty i wierne psiaki….Było cudnie….jm