Kiedy w nocy mrozy były siarczyste,zamykałam kozę Tosię do pomieszczenia,które znajduje się pod pomieszczeniem gospodarczym.Temperatura ,jak to w piwnicy jest stała.Naścieliłam Tosi siana,przygotowałam miskę z owsem,wodą i ziemniakami z jabłkami.Na dzień przyprowadzałam ją do zagrody w stodole.Trwało ,to kilka dni.Kiedy temperatura była wyższa,Koza zostawała w zagrodzie.I pewnego dnia zaniepokoiła mnie liczba kotów.Brakowało Cony.Pomyślałam ,że poszła sobie do stodoły sąsiadów i tam zasnęła na poranne karmienie.Nie było jej kilka dni.Śnieg pięknie padał,więc wybrałam się na obchód posesji,aby zrobić też kilka zdjęć.Zrobiłam przeręble na stawie,pobawiłam się z psami,zrobiłam zdjęcie Tosi ,jak wygląda przez swoje okno.Kiedy przechodziłam koło pomieszczenia piwnicznego usłyszałam głośne miauczenie.Szybko otworzyłam drzwi,a Cony z radością wybiegła na zewnątrz.Zaczęłam ją przytulać,łasiła się z wdzięcznością za odnalezienie.Była cała szczęśliwa.Nie była wychudzona ,wyglądała ładnie.Moje dziesięć kotów ,są trochę za tłuste,więc ta głodówka wyszła Cony na dobre.Wszystko skończyło się szczęśliwie.Bardzo rzadko tamtędy przechodzę w zimie,bo jest ,to budynek na uboczu i nawet tam nie odśnieżam.Myślę,że Cony miała szczęście,że tamtędy przechodziłam,bo mogłoby być tragicznie,gdybym nie przyszła na czas.Kiedy wyprowadzałam Tosię,to sprawdzałam pomieszczenie,myślę,że schowała się w sianie,a że jest tam ciemno,a ona czarna,trudno było ją zobaczyć….jm
Tosia lubi obserwować świat przez okno…
Brenda w pogoni za psami,które biegną za ogrodzeniem….
Uwolniona Cony…..inaczej też Matka,gdyż była pierwszą kocią mamą….