Wiejski wschód słońca i poszarpane pajęczyny…

Kiedy zawoziłam Wiki do szkoły, poranek spowity był w delikatnej mgle,w której to skryły się na łące dwa dorodne byki.Lubię patrzeć jak gospodarze wypędzają krowy,małe cielaczki ,konie i małe źrebaczkina zieloną trawkę.Psy śpią przy drogach.Jeden rudy kundelek zawsze przyczajony czeka na przejeżdżające samochody.Kiedy przejeżdżam,startuje i pędzi za mną.Dzisiejszego poranka siedział i liczył samochody,może jakiś przemyślenia,albo zdrowy rozsądek.Ale najpiękniejsze miało dopiero nastąpić .Kiedy wracałam do domu,olśnił mnie całą swoją pomarańczową poświatą przecudowny wschód słońca.Na chwilę musiałam zatrzymać samochód.Słońce  delikatnie wynurzało się zza lasu, ubrane w pastelowe tańczące tiule różu i błękitu.Cudowny zastrzyk pozytywnej energii.Dzięki, Ci Panie za te wszystkie piękne chwile,którymi ubogacasz mój każdy powszedni dzień.Za te rozpięte na starych żerdziach poszarpane pajęczyny,za słoneczniki,które pospuszczały jesiennie wydziobane przez ptaki tarczo-twarze,za zamyślenia i rozpierającą radość w sercu….jm