Wczorajszy dzień był pod znakiem zbiorów….Pasteryzowałam jagody,suszyłam rumianek i nagietki.Kiedy zeszła z traw rosa,poszłam na pole ścinać pszenicę.Słońce przygrzewało tak,że nawet Glutkowi nie chciało się biegać za samochodami.Leżał z Aresem pod dziką czereśnią.Potem poszłam nad staw naścinać liści tataraków i dzikich koprów.Na koniec zostawiłam sobie lawendę.Mam jej trzy odmiany.Uwielbiam mocno fioletową o drobnym kwiatostanie.Lawenda rośnie wśród poziomek,co dodatkowo przyprawia mnie o kolorowo-zapachowy zawrót głowy.Myślę sobie ,że własnie to są moje maleńkie chwile szczęśliwości,które rozanielają moją duszę.Śpieszyłam się,gdyż zaczęły nadciągać ciemne i ciężkie chmury deszczowe.Lawenda obrodziła wyjątkowo pięknie i obficie…Potem zebrałam jeszcze zielony groszek,lubczyk,cukinie,pomidory,koper,sałatę ,rzodkiewkę.Z wszystkimi darami pól i ogrodu wróciłam do domu.Część zasuszyłam,część zamroziłam.A lawendę wkomponowałam w pszeniczne snopki wplatając jeszcze tatarak i dzikie kopry….Dzięki ci Boże za to,że pozwoliłeś cieszyć się i napełniać mą duszą pięknem ,którego nie sposób opisać,nie sposób wyśpiewać.Trzeba znaleźć się w jego łonie i czerpać maleńkimi kanalikami wszystko to,co sprawia,że chce się żyć i tworzyć….jm