Dzień Dziecka,to zapach lata,wakacyjnych poranków,przytulania przez mamę i tatę,lizaki,lody,ciastka,szkolne zabawy na boisku,dziecięce roztargnienia i nasza Kochana Balbina.Pamiętam starszą panią,która zawsze w kartonie przywoziła na naszą wieś lody bambino i gumę balonową Donald.Pamiętam jej uroczy gardłowy śmiech,kiedy się śmiała ,to wszystko przestawało boleć,znikały smutki.Pamiętam jak w upalny dzień wszystkie lody pani Balbiny się roztopiły.Gromadka dzieci wyjadała słodkie pyszności z szarego katonika,ale naszej pani wcale nie było smutno,że staciła pieniądze,ona cieszyła się naszymi słodkimi buziakami.Kiedy ktoś zobaczył na horyzoncie Balbinę,to krzyczał na cały głos,że lody i donald przyjechały.Balbina była naszym Aniołem,ciepłym i okrąglutkim ,wiecznie uśmiechniętym.Pierwszy raz w życiu ona śmiała się do mnie tak,jakby wiedziała ,że tego właśnie potrzebuję;miłości,szacunku,zauważenia.Pewnego dnia,Anioł odfrunął wysoko,wysoko,nikt już się do nas tak pięknie nie śmiał,nie przynosił lodów,donaldów,nikt nam nie opowiadał pięknych opowieści o innych krajach…Do końca moich dni będę pamiętać jej śmiech,zapach i oczy błękiniejsze od nieba,od kwitnącego lnu.Kiedyś chcałam wejść do niej po tęczy,ale kiedy dobiegłam, tęcza znikała….Może kiedyś???…jm