O 3.30 nad ranem obudziło mnie głośne szczekanie psów.Zrozumiałam ,że u mojej suki Brendy zaczęły się trudnie dni.Po posesji biegał za nią łaciaty kundel,a Ares z Glutem obszczekiwały go z zazdrością.Wyszłam na podwórko.Było ciepło i orzeźwiająco-aromatycznie.Pachniało kwiatami jabłoni i wiśni.Poszłam nad staw,a tam wspaniały koncert żab wśród delikatnej mgły.Stałam urzeczona i oniemiała.Przesypiałam tyle wspaniałych chwil.Pomyślałam o namiocie.Będę sypiać od czasu do czasu na jeziorem i będę obserwować poranne życie wodnych i lotnych mieszkańców…Brendę umieściłam w kotłowni,w której zauważyłam ,że lubi sobie wypoczywać….Budził się dzień,gdzieś w oddali błyskało.Otworzyłam okna i pełna wrażeń porannych położyłam się do łóżeczka…jm
Moja Brendula…