Nauczyłeś mnie patrzeć,
zwijać się w kłębek i nie płakać.
Twoje słowa są tarczą z hartowanego szkła,
które zatrzymują mój ból i smutek.
Słyszę swój śmiech uwolniony z lnianych płócien
poskręcanych lękiem ostatniej wichury.
W miłości mam upodobanie i modlitwie,
samotności głuchej i sprawiedliwej,
w myślach szlachetnych i sponiewieranych przez słabości.
Bądź i nie pozwól zachwiać się nadziei,wierze
i zrozumieniu zwyczajnego życia,
w które od czsu do czasu los rzuca kamieniami bezsilności…jm
Janowi.K