Obudził mnie bajeczny poranek.Za oknem świat jak z baśni „Królowa Śniegu”.Całe to piękno otula różowo-błękitna mgiełka.Śniegu jest tak dużo,że sosny pochyliły się do ziemi.Jeszcze w pamięci mam wczorajszy horror na drodze.Po 15-tej pojechałam po Wiki do szkoły.Zaczynało mocno padać i było bardzo ślisko,błoto pośniegowe słało się na wąskiej drodze i nie obyło się bez lekkiego poślizgu.Z trudem dojechałam do szkoły.Czekała mnie dalsza droga przez mękę do miasta,w którym to ,Wiki miała usunąć ząb u pani stomatolog,aby potem założyć aparat.Jechałam 30 km na godzinę po ślizgawce,kiedy zajechałam na miejsce ,byłam spocona i zmęczona.Znalazłam się z Wiki pod gabinetem stomatologicznym i co?.Gabinet nieczynny ,”Awaria”.Myślam,że z nerwów kopnę w te drzwi.Tyle męczarni na nic.Czekała mnie droga powrotna.Śnieżyca rozszalała się na dobre,śnieg zasypywał przednią szybę,wycieraczki szalały.Nie mogłam się nigdzie dodzwonić.Z bijącym sercem jechałam wytężając wzrok.Bałam się,że wygaśnie w kominku i będzie lodowato w domu.Doczłapałam się w końcu do domu z wypiekami na twarzy i złością,że ta droga i nerwy były na darmo….W kominku dogasało,ale dało się jeszcze reanimować pozostały żar.Psy szalały ,z radości podskakiwały i łapały pyszczkami płatki śniegu.Gorąca zupka ,uspokojenie i dalej do pracy.Skończyło się drewno,więc poszłyśmy z Wiki przywiźć kilka taczek tego cennego materiału.Ciężko było jechać taczką po głębokim śniegu,ale jakoś się udało.Potem karmienie zwierząt,siano i owies dla Tosi ,a dla kotków podgrzane jedzonko.Potem z Wiki szalałyśmy na śniegu i rozpętała się bitwa na śnieżki.Zmęczone i już całkiem spokojne wróciłyśmy do ciepłego domu.W nocy podkładałam do kominka,aby nie wygasło.Udało się ,bo nadal pali się i jest w miarę znośna temperatura..Widok za oknem urzeka mnie niesamowicie,a nad stawem jest urokliwie…….jm