Zagubione złote piegi…

Biegnie małe dziecko wśród krzyków,chłodnych nocy,głodu.Przez łzy nie widzi nic,więc potyka się ,kaleczy dłonie ,kolana.Ktoś ją strasznie skrzywdził,potem zepchnął nogami z łóżka w zimową noc grożąc ,że jak coś powie,to stanie się tragedia.Biegnie każdego dnia,aby nauczyć się uciekać.Zatrzymuje się przed drzewami ,z których obserwuje inny świat.Tęskni za morzem,za spokojem.Wie ,że musi biec,niekiedy wygrywa,ale częściej upada.Ktoś pewnej nocy znów ja zranił,gorączka i niemoc.Biegła po zamarzniętych kałużach łamiąc lód.Błoto wsiąkało w spodnie ,kurtkę i łzy na policzkach….Cześciej patrzyła w niebo i przysięgła sobie ,ze już nie będzie uciekać,a będzie kochać,ale tak żeby nikt o tym nie wiedział.I kochała …Często biegała dla przyjemności,mogła patrzeć na pola,rzeki,zachody i wschody słońca.Pewnego dnia po długiej drodze zatrzymała się nad brzegiem morza.Wdychała zapach,mieniące się w słońcu fale zalewały jej serce przeogromną milością.Wiedziała już,że to jest jej bezpieczne miejsce.Pokochała całą sobą, już nie na jawie,ani we śnie,tylko tak naprawdę.Każdego dnia dotyka miłości i każdego dnia uczy się jej na nowo…Tylko czasem,kiedy jest jej smutno otula się ciepłym szalem i idzie szukać zagubionego w sobie dziecka o smutnej buzi ze złotymi piegami na zasmarkanym nosku….j