Łódki w kałuży….i anioły.

Od rana szaro-buro.Mżawka osnuła zaspane sady,łąki.Mimo tego, wyszłam z psami nad staw.W dużych kaloszach brnęłam przez trawy i zanurzoną w wodzie kładkę.Ares,jamnik trochę dziwny, stanął na kamieniu i zastanawiał się jak przejść przez rozlewisko.Dumał,dumał ,aż w końcu wybrał drogę przez gęste sitowie.Urzekły mnie kępki zakwitających traw.Nazrywałam całe naręcze….A w domu cicho,ciepło i przytulnie.Mama kocica wtulona w swe kocięta smacznie śpi,z radia sączy się spokojna muzyka.Za chwilę zaparzę swoją aromatyczna miętę,już pięknie obrodziła w ogrodzie.Na wczorajszym obiedzie była wypijana z przwdziwą przyjemnością.I co tu dziś robić?Obiad przygotowany,ciasto upieczone….Przyszło mi na myśl,że takie senne chwile bardzo lubiłam podczas wakacji.W deszczowe dni, robilam łódki z kory i puszczałam je w kałużach.Zatoczki wygrzebywałam starą babciną szufelką,albo łyżką.Wymyślałam podróże dookola świata,rodziły się marzenia i tęsknoty za tym,co dalekie i może piękniejsze….Zapomniałam o nazrywanych trawach,ułożę je i powieszę nad kominkiem.Pada i wieje,sroka zagląda w okno i młody listek przytulił sie do szyby….w takiej chwili rodzą się w sercu Anioły….jm

Moje anielskie prace zrodzone z miłości…..jm

Mam najprzyjemniejszą pracę;zbieram kwiaty,trawy,listki,a potem zatapiam je,aby nocą cieszyły oczy i serca….jm