Wykrochmalony obrus ze słonecznikiem…

Wymazuję gumką myszką wszystko co małe,

robiąc miejsce ogromnym skrzydłom wiary.

Wiara,która pachnie żółtym słonecznikiem,

parą bocianów wiernych na całe życie.

Radością na wschodzące tulipany i szczypiorek cieniuteńki,

moje grubaśnie kotki przed kocim porodem.

Zapisuję na tablicy dni,przeogromną nadzieję

na zdrowie mojej kochanej mamy,

od której słyszę słowo „kocham”,

córeczko-przecież czuję się dobrze!

Całuję swoje marzenia,sny w których widzę wytęsknione twarze,

czekając na łąki umajone stokrotkami

i pierwsze kłosy na moim polu za płotem.

Wzlatuję ponad szarość,ponad zaćmione złością połacie niezmierzone,

aby odnaleźć krainę pachnącą prawdziwym wykrochmalonym obrusem,

niedzielnym obiadem,kawą z ciastem porzeczkowym z bezą……jm