Kobieta i mężczyzna.Ona była żona, on umierający na raka płuc były mąż.Nie widzieli się kilkanaście lat.Bardzo mi zależało,aby mogli się jeszcze raz spotkać.Zadzwoniłam i zgodziła się na spotkanie.Kiedy przyszłam do hospicjum,był wykąpany i ubrany w czystą koszulę,pachnący.Patrzyłam na wyniszczonego chorobą mężczyznę,ciężko oddychał.Kiedy w drzwiach pojawiła się ona,podniósł się i uśmiechnął.Pocałowała go w policzek i przytuliła.Jego twarz nabrała kolorów,był młody i piękny mimo dojrzałego wieku,a ona była jego dziewczyną.Byli zdenerwowani,ale po chwili rozmawiali tak,jakby tych wszystkich złych lat nie było.Pożegnałam sie z nimi i wyszłam.Kiedy wracałam do domu,poczułam w sercu radość,która zmieszała się z lekkością…Po dwóch dniach mężczyzna zmarł…W wieczór przed jego odejściem,siedziałam przy jego łóżku.W sali było ciemno.Patrzyłam przez okno na palące się na cmentarzu znicze.Przez szparę w drzwiach zobaczyłam księdza,który szedł do sali obok.Rozpoznałam w nim księdza,który uratował mi życie.Wyszłam na korytarz.Przy stoliku siedziała młoda kobieta i płakała.Nie mogła znieść cierpienia bliskiej osoby,która umierała…Przytulilam ją do siebie….Za rok,ta młoda ,pełna radości,mądrości i chęci do życia kobieta odeszła od nas pozostawiając w sercach ogromny ból….W obliczu wczorajszej tragedii,wracają do mnie te ciężkie dla mojej rodziny chwile.Kiedy oglądam wiadomości i widzę córkę klęczącą przed trumną ojca,tysiące zniczy,wspomnienia przyjaciół,to żal ściska gardło.Chce się krzyczeć na cały świat-kochajcie się,spotykajcie ze sobą,wybaczajcie sobie,walczcie o siebie,nie bądźcie bierni i ufajcie Panu Bogu!!!!!!…..jm