Mój bezcenny krzyż….

Idzie kobieta brzegiem morza i ciągnie za sobą dwie długie dechy.Są ciężkie,przesiąknięte wodą ,piaskiem i morskim wiatrem.Ludzie ze zdziwieniem przyglądają się jej.Ktoś zagada,-a,po co to pani?Deski wypadają jedna po drugiej.Jest coraz ciężej.Ale już blisko.Wsiada do samochodu i zawozi je do domu.W cieple obsychają,wykrusza się piasek,cichnie wiatr.Zapach morza miesza się ze snem i marzeniami.W starej skrzynce leżą gwoździe:nowe i zardzewiłe,pokrzywione.Bierze te stare, zmęczone wbijaniem , otulone rdzą.Łączy ze sobą dechy,coś się krzywi, przechyla  od niewyważenia.W końcu jest dobrze.Taki duży ten krzyż i ciężki,a jednocześnie taki żywy,poorany morską solą i piaskiem.Kiedy zawisł na ścianie ,odetchnął i zasnął na moment.Teraz nie jest już sam.Ktoś jej powiedział:-widzę,że kochasz krzyże,ale myślę,że one ciebie też kochają.Kilka osób chciało ten krzyż kupić,ale krzyża nie można sprzedać,ten jest bezcenny……jm