Kiedy kładłam sie spać ,w kominku dogasał ogień.Za oknem na dobre rozpętała się zamieć.Śnieg zasypał okna i utworzył na podwórzu ostre grzbiety zasp.Rano obudził mnie hałas na strychu i z sufitu posypały się drobinki gruzu.Wystaszona wybiegłam z domu.Obeszłam dom i zobaczyłam ,że wiatr wyrwał okienko.Mimo silnego wiatru,wzięłam długą drabinę i weszłam na poddasze.Okienko leżało z rozbitymi szybkami na cegłach.Bałam się ,że to coś bardziej groźnego.Po śniadaniu, zabrałam się za odśnieżanie posesji.Porobiłałam ścieżki do domu,stodoły,zagrody kozy Tośki,która była bardzo zdziwiona śniegiem ,który wdarł się przez szparę.Potem poszłam nad staw zrobić przeręble,na szczęście lód był łatwy do rozbicia.Kiedy wyszłam na pola,zobaczyłam tabuny tańczącego śniegu w świszczącym śpiewie wiatru.Mimo tych niedogodności,piękna jest zima na wsi.Spacer po zaspach,świeże powietrze i radość przytulna ,że za chwilę znajdę się w cieplutkim domu.Wypiję kawę,przeczytam ciekawy artykuł w „Zwierciadle”,zrobię na drutach dwa kolorowe paski w sukience dla Wiki,szalik już skończyłam,pobawię się z moimi kociakami,obiadek,karmienie zwierzaczków i ptaszyn,potem jakaś rozmowa przez telefon i do łóżeczka….Tylko zdrową być,a reszta sama zawiąże się w serce…..jm