Lawendowy deszcz…

Od rana pada .Ubrałam sztormiak i poszłam nakarmić zwierzęta.Wyniosłam kaczki i gęsi do nowej zagrody,zrobiłam im mały basenik do pluskania się i daszek chroniący przed deszczem.Psy biegały po mokrej trawie,a ja nakarmiłam ryby.Deszcz zaczął padać coraz mocniej ,z włosów kapały strużki wody.Miałam już iść do domu,ale przypomniałam sobie ,że mam kilkanaście sadzonek lawendy i w taki deszcz, na pewno się przyjmą.Nanosiłam kamieni i zrobiłam pas przylegający do dużego klombu.Przyniosłam ziemię i wsadziłam młode sadzonki,zrobiłam to samo z kilka dziesięcioma lawendami ,które sama wyhodowałam.Psy zaczęły szczekać.Za furtką stał zakapturzony pan z zakładu elektrycznego ,aby spisać licznik.Dziwnie na mnie patrzył,kiedy powiedziałam ,że lubię taką deszczową pogodę.W oddali słychać było grzmoty,które po chwili znalazły się nad moją głową.Uciekłam do domu,wzięłam gorąca kąpiel,wypiłam kawkę patrząc przez okno na moja lawendę,która zakochała się w deszczowych kroplach…..jm