Wreszcie usiadłam sobie wygodnie i odpoczywam.Za chwilę gorąca kąpiel i do łóżeczka.Za oknem zbiera się na burzę i słychać w oddali grzmoty.A dzień był pracowity.Wyplewiłam ogród z kwiatami,wysadziłam lawendę,wykosiłam trawę.Było słonecznie i parno więc poszłam nad staw łowić ryby.Żaby nadawały na różnych tonacjach,ważki błękitne jak niezapominajki fruwały rozkochane wiosennie.Zatopiłam wzrok i myśli w zieleni i żółci kwiatów,w której tonął staw.Ryby co chwilę chwytały przynętę ,a ja wyciągałam je i do wiaderka.Łowił ze mną Ares.Siedział na pieńku i obserwował spławik.Kiedy rybka była na zewnątrz podskakiwał i łapał rybkę zębami.W wiaderku było 50 sztuk.Kiedy pomyślałam sobie o czyszczeniu ich, nie było mi do śmiechu.Ale jakoś poszło i już po bólu….Jak dobrze porządnie się napracować….jm