Nieogolona twarz na polu i pastelowe szczęście…

Dzisiejszy poranek rozświetlił moje oczy ,a serce napełnił niewysłowioną miłością.Kiedy niosłam kozie Tosi jedzonko,zauważyłam ,że za stawem dzieje się coś wyjątkowego.Pobiegłam w za dużych gumofilcach do domu po aparat fotograficzny…Wyszłam na pola,a tam przede mną obraz jak z bajki.Na błękitnym niebie przeczyste słońce,stare lipy i kasztanowce pokryte mieniącymi się lodowymi igiełkami ,w których ukryła się tęcza.Z zaśnieżonych pól wystawało ściernisko,jak nieogolona broda kochanego mężczyzny,którego chciałoby się wycałować i przytulić.A całe to zjawisko zostało zanurzone w pastelowo różowo-błękitnej mgle.Serce rozszalało się jak serce dziecka,które zobaczyło coś kolorowego i słodkiego…Wiem ,że tego momentu nie odda zdjęcie,obraz,muzyka,wiersz.Poczułam tylko ,jak delikatnie wraz z moim krwiobiegiem wpływa szczęście i niepojęta radość z miłością…Dziękuję Panie za te wszystkie doznania,za dostrzeganie tego ,co małe i ulotne,za nie wstydzenie się cieszenia tym porankiem,za miłość,która daje mi siłę i takie dziecięce zwariowanie,nawet za te gumiaki i porwane przez psy grube swetrzysko i rękawiczki przypalone od pieca i za wolność ….jm