Odkrywam na nowo poranek,który okrył biały puch.Gile na ostach kłócą się śpiewem tylko sobie znanym.W starej drewutni,śnieg wciska się szparami tworząc białe języki na porąbanym drewnie.Chodzę po kruchym lodzie i robię jak co dzień przeręble.W sadzie dotykam nagich gałęzi jabłoni,wiśni,czereśni,nawet stary orzech włoski wyciąga do mnie swe zmurszałe palce.Wtulam się w stare pnie drzew i szepczę do nich cichutko z uśmiechem ,bo w sercu taka wolność i miłość.W tej zimowej ciszy szczęście otula mnie grubym,wełnianym szalem.Za chwilę wejdę w ciepło domowego ogniska,obiorę jabłka na racuszki,trochę popracuję,bo wystawa się zbliża,pójdę z Wiki na sanki,a wieczorem zacznę czytać nową książkę"Jędza w domu"Cathi Hanauer.Lubię zapach nowych książek i jeszcze niepoznaną tajemnicę jej wnętrza…Nocą, ukołysze mnie do snu szum świerków i ciepły blask z kominka….Jutro,może będzie mi dane jutro!!!…jm