Przytulna obora i Tosia…

Mróz,….ogromny mróz.Rano obeszłam całe gospodarstwo,zrobiłam przeręble,zajrzałam do kur,kozy ,psów.Najbardziej ucierpiała tej nocy koza.W stodole jest zimno,mimo,że naścieliłam jej dużo słomy.Cała drżała.Nie mogłam jej tam zostawić.Postanowiłam ,że wezmę ją do domu,do pomieszczenia w ,którym była kiedyś obora.Przyniosłam jej siana,słomy,nakarmiłam,natarłam słomą boki i grzbiet.Kiedy teraz zaszłam do niej ,to  wskakiwała sobie  na drabinę cała uszczęśliwiona.Brendę też wzięłam na ganek,usadowiła się w Aresa legowisku ,a Ares dostał cieplutkie ,nowe posłanko.Glutek został w stodole,zakopał się w słomie i nie chciał wyjść,tak było mu dobrze w norce.Sikorkom porozwieszszałam słoninkę po całym sadzie i stodole,a gile posilały się nasionkami na suchych chwastach i słonecznikach….W kominkach dogasa ogień,jeszcze trochę poczytam,podziękuję Najwyższemu za ten piękny różowy poranek i pomarańczowy zachód słońca,za ten dzień,który też mnie czegoś nauczył…Dziękuję za troskę o mnie, moim kochanym braciom…Jareczek ma dziś urodziny.Pamiętam dzień jego narodzin.Był tak samo mroźny ,jak ten dzisiejszy.Otulam modlitwą bliskich memu sercu …jm