Bezdomny zdun,krzywy dom i ponowne zalanie…

2 stycznia,pojechaliśmy zakupić nowy piec(kominek).Postanowiliśmy,że zrobimy cały montaż sami.Po przyjeździe, zabraliśmy się za rozbiórkę pieca.Piotruś rozbierał,a ja wynosiłam gruz.Było okropnie zimno,ręce marzły i ogólnie było bardzo nieprzyjemnie.Kiedy piec zniknął z placu boju,zamontowaliśmy kominek.Zajęłam się uszczelnieniem zaprawą szamotową miejsca,gdzie stykała się rura ze ścianą.A łatwo nie było,zaprawa okazała się za rzadka i spływała po ścianie,ale w końcu udało się.Wyglądaliśmy okropnie.Buziaki czarne od sadzy,zmarznięci ,brudni.Gdyby policja spotkała nas na ulicy w takim stanie,wzięłaby nas do domu dla bezdomnych….Ale kąpiel we wrzątku przywróciła nas do życia.Przyozdobiłam ścianę za kominkiem śmiesznymi krzywymi domami,oczywiście namalowałam farbami i poszliśmy spać.Rano,odpalenie kominka.Rozpaliło się pięknie,po mieszkaniu rozeszło się błogie ciepełko.Pięknie posprzątałam,zrobiłam sobie kawę ,nastrój…..Tak było cudownie…..Ale, nic co piękne nie trwa wiecznie.Zawór ,który Piotruś wkręcił po awarii ostatniego zalania nie wytrzymał i z mocą wodospadu,zalało nam jeszcze większą część mieszkania…..Ale głowa do góry!Damy radę!…jm