Wyścigi wozów,miłość nad rozlewiskiem i świąteczna tęsknota…

Msza św. o 11.00 godz.Tłumy ludzi w kościółku,młoda kobieta śpiewała kolędy na tej samej nucie,ale była szczęśliwa ,że mogła głośno śpiewać,tak,aby wszyscy ją słyszeli.Ksiądz odczytał list ,ale nie byłby sobą ,gdyby nie opowiedział historyjki ze swojego dzieciństwa.Dzisiaj mówił o wyścigach wozów zaprzęganych w konie,jak to ścigali się mężczyźni w dojazdach do kościoła,a potem batami okładali pod nim…Mnie jednak urzekła Szopka z Maleńkim Jezuskiem,skromna,ale w swej prostocie wymowna i taka ogrzewająca serce…Potem wszyscy wyruszyliśmy na spacer.Wzięliśmy psy i poszliśmy polną ,wysadzaną lipami i kasztanowcami drogą.Brenda z Aresem popędziła za stadem saren,które wbiegły do lasu.Niesamowite widoki,pofałdowane pola,samotne drzewa,a las cichy,pachnący świerkami i jodłami.Wróciliśmy do domu zmęczeni ,ale szczęśliwi,że te 4 km były tak nam miłe.W domu obiadek zjedzony z apetytem,kawa z szarlotką i aromatycznym makowcem…Teraz siedzę przy kominku i czytam "Powroty nad rozlewiskiem",a w kolejce czeka "Miłość nad rozlewiskiem",którą dostałam  pod choinkę.Domownicy oglądają film i słyszę jak się dobrze bawią….Za oknem ciemno,a mnie jest tak dobrze i ciepło…,tylko tęsknię tęsknotą świąteczną…jm