Rekolekcje,które obnażyły moją duszę,odkryły słabości,zaniedbania.Jednocześnie napełniły mnie niezwykle silnym "zaczynem".Mam nadzieję,że nie oklapnę,albo nie będzie ze mnie zakalec.Coś we mnie delikatnie tańczy i cichutko nuci melodię zapomianą…
Wracałam wczoraj na swoją wieś z miasta ,w którym mieszkałam wcześniej,niby tylko 45 km,a jechałam 2 godz.Kierowcę autobusu zapytałam czy dojedziemy na następny dworzec na 16.00.bo o tej godz. mam następny autobus.Odpowiedział,że raczej nie.Zaryzykowałam.Miałam przeświadczenie,że zdążę,następny autobus miałam dopiero za 4,5 godz.Podróż była miła,zobaczyłam nowe wsie,których nigdy wcześniej nie widziałam,piękne kościółki i ludzi,którzy w autobusie mówią głośno o najbardziaj intymnych sprawach(jedna pani opowiadała o szczegółach porodu swojej znajomej),chłopiec chwalił się swoim łańcuchem na choinkę,dziewczyna opowiadała o bijatyce w szkole i o ustawkach(nie wiem co to jest).Po jakimś czasie w autobusie zostałam sama,a pan kierowca zaczął szybko jechać.Pomyślałam,że bardzo jemu zależy ,abym zdążyła na następny autobus.Podziękowałam i byłam 4 min. przed czasem.Niesamowity był ten dzień.Z jednej strony czas zadumy ,wyciszenia,modlitwa,a z drugiej niepewność,zdenerwowanie…i wiara,że wszystko można,jeżeli mamy serce…jm