Wiejskie dziennikarki i oczekiwanie na cud….

Trochę się przeziębiłam,ale na wsi choruje się inaczej.Do lekarza daleko,choć kiedy idę do wiejskiego sklepu,to porad na wszystkie choróbska mam bez liku.Panie dzielą się ze mną starymi metodami leczenia i tym ,co się właśnie wydarzyło na wsi.Ostatnio jednemu panu wybuchły zapalniczki ,które zbierał od lat.Jedna pani z uśmiechem stwierdziła,-no to po co zbierał?
W nocy spadł śnieg,na stawie zadomowiły się dzikie kaczki,ale Brenda z radością je przepędziła.Na polnych drogach mokro i zrobiły się kałuże.Lubię sobie po nich pochodzić i poczłapać jak kaczka.A w domu ciepło bije od kominka,wypiszę już ostatnie karty z życzeniami,zrobię listę zakupów,potraw na świąteczny stół.Za oknem delikatnie pada śnieg,kot sąsiada na coś czai się w krzakach,ktoś przystroił przydomowego świerka światełkami…..Już wkrótce narodzi się Maleństwo w stajence ubogiej,cud ,którego tak do końca nie można objąć rozumem,a jednak się Narodzi,a w sercach zagości miłość i radość.Na stole leży opłatek,który roznosił pan Organista.Dziękuję Panie za te maleńkie chwile wiary,które z każdym dniem stają się nadzieją na miłość….jm