Wróciłam z wieczornego spaceru z psami.Wichura przerażająca,deszcz zacina,przenikliwe zimno i ciemno.Byłam ubrana "na cebulkę",czapka i rękawice.Urzekła mnie siła żywiołu,hałas szumiących świerków,wiatr poruszał każde źdźbło,na stawie utworzyły się fale zgarniające liście do brzegu.Patrzyłam na światła w oknach w wiejskich chałupach i ognisko ,które ktoś rozpalił między drzewami.Nie potrafię tego opisać ,ale poczułam taką radość,że mogę być na polu z szalejącą wichurą.Wracałam przez sad patrząc w moje okna,za chwilę wejdę w ciepło domu,zrobię sobie kawę(słabiutką),ale najpierw muszę zmienieć pustą butlę gazową na pełną ,bo gaz się skończył.Jeszcze tego nie robiłam…potrzebny jest jakiś klucz,będę próbować,może się uda….klimaty ,jak z dziecinnych lat,to wspaniale,że można do nich wrócić…Panie Mój,dziękuję za łyk szczęścia…jm