Całą noc lało.Obudziło mnie stukanie do okna zacinających kropli deszczu.Rano nakarmiłam psy i wyszłam z nimi nad staw.Zerwała sie potężna burza z gradobiciem.Psy uciekły pod leszczyny,a ja stałam urzeczona niesamowitą siłą natury.Ciemne chmury i żółto-pomarańczowe liście drzew na ich tle, dodawały lekkości tej chwili.Zaszłam do drewutni i narąbałam pachnących żywicą drewienek .W domu przywitały mnie kapiące sufity,spadające krople rozpryskiwały się wydając charakterystyczny dźwięk…Ale co tam ,zaraz napalę w piecach,posprzątam,upiekę ciasto i będę patrzeć na zapłakany sad z ciepłej i pachnącej kuchni,gdzie trzaska ogień,suszą się orzechy,grzyby,żołędzie.A z gipsowych form wyskakują anioły,choinki,serduszka i gwiazdki,chyba gdzieś już zapachniało świętami…i jeszcze te czerwone jabłka w koszu….jm