Na dzisiejszej niedzielnej mszy świętej dla dzieci ,zaniepokoiło mnie zachowanie czwórki dzieciaczków.Wbiegały i zbiegały z chóru,hałasowały,rozbawione nie zwracały uwagi na innych.W końcu wyszły z kościoła i dokazywały pod jego wrotami.Wyszłam i poprosiłam je do siebie.Takie kochane zasmarkańce ,zmarznięte,popękane usta.Powiedziałm im, jakby to było, gdyby zaprosiły do swojego domu swoich najbardziej ulubionych przyjaciół,przygotowały poczęstunek,ładnie się ubrały,z radością ich witały, a przyjaciele zaczęliby głośno wrzeszczeć,nudzić się,ziewać,biegać po mieszkaniu… .Czy byłyby szczęśliwe?Przecież, to dla was ta piękna muzyka w kościele,dla was Słowo Boże ,dla was ten cudownie zastawiony stół,to na was czeka Pan Jezus!Kiedy zapytałam czy idą do domu ,czy do kościoła?Zgodnie odpowiedziały,że do kościoła.Już nie widziałam aby chodziły,była taka cisza,wydawało mi się,że słyszę ich maleńkie modlitwy i radość z gościny w tym wyjątkowym miejscu…jm