Chciałabym mieć tyle siły,aby każdy dzień zaczynać od nowa.Nie myśleć ,co było wczoraj,bo wczoraj już nie ma…Nie roztrząsać swoich boleści,trosk,zwątpień.Nie obarczać nimi tych,których kocham,choć mówią ,że przecież od tego są…Pamiętam,jak pewnego upalnego dnia ,biegłam polną drogą pokrytą delikatnym kurzem,bose stopy zostawiały małe dziecięce ślady na przebytej drodze.Nie było lęku,że może pod tym pyłem są szkła,kamienie,które mogą poranić,była tylko radość i spójność z otaczającymi mnie łanami zbóż,błękitnym niebem,zapachem rozkołysanych pól…Kiedyś, dotknęłam dłońmi spokojnej tafli jeziora i ten moment delikatnego połączenia pamiętam do dziś.A kiedy na niebie pojawiała się ogromna tęcza,pragnęłam zanurzyć się w jej kolorach i stać się tęczowym ptakiem….Pomarzyłam sobie,a teraz do codziennych obowiązków…A dla czego jesienna ławeczka?… Myślę o jesiennym parku, ubranym w kolorowo-liściasty płaszcz i o ławeczce, na której w słońcu wygrzewają się spadające liście i jesienne zakochane serca…..jm