111 cegieł…

Zaraz po ślubie zamieszkaliśmy w mieszkaniu Piotrusia.Warunki ciężkie.Aby ogrzać mieszkanie, trzeba było spalić kilka wiader węgla w piecu.Nad ranem była już straszna zimnica…Marzyliśmy o własnym maleńkim domku,takim z kominkiem,stołem na środku pokoju,ogródkiem z jaśminem i truskawkami.Pewnego dnia wybraliśmy się na spacer.Szliśmy przez zaniedbany park i wtedy w krzakach zobaczyłam omszałe cegły.Pomyślałam sobie ,że to będą cegły na nasz dom.Zaczęliśmy je oczyszczać i zanosić do starej szopy.Liczyliśmy je bardzo dokładnie..Po kilku godzinach złożyliśmy 111 cegieł.Były takie czyste i mocne.Patrząc na nie, widziałam oczyma wyobraźni kawałek domu.Miałam w sobie tyle wiary,że te małe ceglane klocki,staną się częścią naszego życia…Po latach nadal szukam miejsca na moje cegły. Może nie pozostał po nich żaden ślad,a może są częścią jakiegoś domu,albo omszałe leżą w krzakach i czekają na ludzkie marzenia…..jm