Fontanna świerszczy…

Utonęłam w gąszczu leśnych malin.Zapachem miejsca odurzona ,zrywałam maleńkie słodkości.Słyszałam szepty kwiatów,które swym miłosnym cichutkim śpiewem wabiły motyle.Moją uwagę zwrócił błekitny mały motylek.Nigdy przetem, nie widziałam tak urzekających odcieni nieba, w sczystej zieleni traw.Delikatnie dotknęłam jego skrzydełek,aby się przekonać ,czy to nie sen.Ale ta cudowność nie odfrunęła,tylko jeszcze bardziej rozłożyła swoje skrzydełka popisując się srebrzyście skrzącym pyłkiem ,który słońcem oświetlony mienił się tęczowo.Cudowne szepty,cudowna cisza,cudowne przebywanie na przecież zwyczajnej leśnej polanie.Ale czy napewno zwyczajnej?Kiedy stąpałam po dywanie ziół,traw,dzwoneczków takich białych nakrapianych różem,to w górę wyskakiwały maleńkie świerszcze,fontanna świerszczy,które żegnały mnie swoim koncertowym rozbawieniem….jm