Z samego rana ,wybrałam sie do lasu.Jeszcze rosa nie opadła,a lekki chłód przenikał moje ciepło otulone ciało…Zawsze będę się zastanawiać nad niezwykłością tej polany.Las,żarnowce,dzikie jeżyny i kępka pięknych,doronych żonkili.Dalej w trawie z łubinami ,w których zatrzymały się kropeli rosy,niby nic niezwyklego,ale kiedy przyjrzałam sie ich młodym listkom w kształcie rozpromienionej gwiazdki ,a na końcach srebrzyste kropelki,to przyznam ,że dech zapiera.Młode modrzewie,jak młodzieńcy dumne,wyprostowane pokryte kuleczkami drobnych igiełek.Spacerowałam zasłuchana w śpiew ptaszyny leśnej,takich popisów nigdzie indziej nie słyszałam,wszystko do siebie pasowało,każdy trel,wysokość dźwięku.Spojrzałam w niebo i powiedziałam szeptem-Panie Boże,jestem szczęśliwa!!!…Zrobiło się bardzo ciepło,leśna orkierstra stroiła smyczki,pieśniarze swoje ptasie głosiki,a ja natrafiłam na polanę usłaną szfirkami i dzikimi tulipanami …Tyle urzekającego ,delikatnego piękna ,zapachu….Czas wracać do miasta,nie smucę się,bo wrócę tu za kilka dni,na moją polanę,na której każda pora roku jest urzekająca,ale najbardziej ta moja piąta pora roku,bo Twoja…..jm