Okaleczona głowa ojca….

Zobaczyłam grupkę ludzi w środku wsi.Stali w kółku i patrzyli w jeden punkt na ziemi.Pobiegłam w ich kierunku.Leżał tam człowiek cały we krwi,twarz spuchnięta,sina,w błocie.Patrzyli na mnie.Po ubraniu poznałam ,że to mój ojciec.Dotykałam jego twarzy,ale się  nie ruszał ,łzy wsiąkały w jego koszulę odsłaniającą nagi tors….Zaczęłam ją wkładać w spodnie,zapinać guziki.Prosiłam,aby ktoś pomógł zanieść go do domu.Wszyscy rozeszli się.Wzięłam ojca głowę na kolana i siedziałam z nim pośród szkieł,błota.Spojrzałam w niebo i zobaczyłam piękny zachód słońca.Ojciec poruszył się,coś błkotał zamroczony alkoholem i pobiciem.Zrobiło się ciemno,cicho,ale nie było mi zimno,bo byłam z ojcem…..Minęło tyle lat,ale ten zachód słońca i pokaleczona głowa ojca na dziecięcych ,chudych kolanach,którą tak czule tuliłam,wyzwala niesamowitą tęsknotę,miłość i ból do mężczyzny,który był tak krótko w moim życiu,ale bez którego nie byłoby mnie z takim bagażem tych wszystkich uczuć…..Dziękuję!!!…jola maj