Jaskółka…

Tego dnia poszłam do ogrodu,patrzyłam jak dziadek wyjmuje ramki z miodem,

jak okadza pszczoły.Po murze wdrapałam się na strych,oglądałam stare

książki,przymierzałam buty,dziadka oficerki….W skrzynce na narzędzia leżała

proca i małe skobelki.Schowałam ją do kieszeni i poszłam wypróbować

znalezisko.Strzelałam do słoneczników w ogrodzie sąsiadki,do sztachet

w płocie,do puszki po konserwie.W pewnym momencie wycelowałam do

przelatującej jaskółki.Upadła blisko mnie.Wzięłam ją do ręki i dotykałam

piórek na skrzydełkach.Łzy płynęły po moich policzkach,wszystko ucichło,

zrobiło się zimno.Podeszłam do starej szopy i wrzuciłam procę na dach.

Jaskółkę zakopałam na rabacie z begoniami.

Od tamtego dnia minęło wiele lat,ale kiedy widzę, jak latem jaskółki

pięknym lotem przeszywają powietrze,siedzą i plotkuja na liniach

wysokiego napięcia,to jest mi wstyd ,bo wydaje mi się ,że wiedzą,co

zrobiłam tego letniego dnia…Tego dnia przyrzekłam sobie,że będę

grzeczną dziewczynką ,nie będę grała w piłkę nożną,nie będę się

bić z chłopakami,będę nosić sukienki i zapuszczę długie włosy…jm