Biegłam rano przez las.Podbiegałam pod storme zbocze po wystających
korzeniach ,jak po żyłach na spracowanych rękach.Wichura szalała nade mną,
skrzypiały rozpołowione świerki,trzeszczały wysmukłe,silne buki.
Przerażający szum i odgłos przewracającego się drzewa.Moja
bezsilność ,wobec tak potężnie wiejącego wiatru,a jednocześnie jakaś
radość ,że jestem z tą siłą związana.Chciałam prześcignąć fruwające liście,
ogłuszający ryk świerkowego zmagania z wichurą,jęki starych porośniętych
mchem naderwanych gałęzi….Zatrzymałam się i spojrzałam w górę na
trzeszczący buk.Odchylał się coraz bardziej i bardziej.Na pniu zobaczyłam
trzy dziuple dzięciołów,jedna pod drugą…Inne buki tulily się do siebie,
aby dzielnie stawić opór tej sile.Wiedziałam ,że muszę uciekać z tego
miejsca…Ale przez tą jedną chwilę ,poczułam w sercu coś ,czego nawet
nie opiszę,bo to było tylko moje odczucie…jm