W tym roku ,po choinkę pojechaliśmy do lasu.Z Klaudią weszłyśmy w mały zagajnik, z mnóstwem urodziwych świerków.Pani zachęcała nas do zakupu ,a pan ,zresztą bardzo miły, stał z piłą motorową czekając na naszą decyzję.Po przebraniu w kilku, na 100% wybranych choinkach ,decyzja zapadła.Duży na 4m świerk stał się naszą własnością.Problem polegał na tym ,że miejsca w samochodzie było na 1,5m.Jak przywieżliśmy ją do domu ,to tylko Klaudia i ja wiemy.Ręce do wymiany ,bo musiałyśmy trzymać klapę w samochodzie i choinkę,aby nie wypadła.Aha,kobiety niech nie jadą po choinkę z mężczyzną,nic nie doradzi ,na wszystko się zgadza i bez sił ,kiedy trzeba ją przenieść…Ale niech sobie będzie ,bo jakoś smutno byłoby bez tych marud…..Przypomniały mi się dawne czasy, kiedy z moim bratem Darkiem,wychodziliśmy do lasu po choinkę.Nigdy nie mogliśmy podjąć decyzji,która jest najpiękniejsza i wracaliśmy do domu bez drzewka,kłócąc się całą drogę.Tak było przez kilka lat.Po choinkę chodził ojciec i przynosił ,to co spotkał na początku lasu.Niekiedy ,było to takie śmieszne dzewko,łyse z jednej strony,albo trochę już stare,ale było….