Słońce już zachodziło,mróz niemiłosiernie szczypał w nos ,uszy.Z nartami
na ramieniu,powędrowałam na najwyższy pagórek we wsi.Nawet mi nie było
zimno,miałam wypróbować kupione za swoje pierwsze zarobione pieniądze
narty.Grzęzłam w zaspach i pięknym różu ,który utworzył kończący się
dzień.Kiedy znalazłam się na samym szczycie naszej wiejskiej góry,
spojrzałam przed siebie.To co ujrzałam było jak sen,jak spełnione
marzenie.Zobaczyłam w tej tiulowo-pastelowej poświacie,
moją wioskę.Skąpane w śniegu domy i pomarańczem jarzące się okienka.
Z kominów ,leniwym pląsem sączył się kremowy dym.Tak chyba czują
się anioły,które oddaliły sie na moment ze swojego raju,aby pobyć trochę
w samotności.Spojrzałam w okna mojego domu,zobaczyłam mamę i poczułam
taką radość,taką szczęśliwość,a jednocześnie tęsknotę…Chyba się za bardzo
wtedy rozmarzyłam,bo kiedy wróciłam do domu,musieli mnie rozmrażać pod
piecem.Ale tego co zobaczyłam ,nikt mi nie odbierze,bo i po co?
Każdy napewno ma takie swoje małe zauroczenia ,które gdzieś w nas tkwią
i ogrzewają wspomnienia z dzieciństwa.Miałam wtedy 16 lat.Kiedy wracam po
latach na tę moją wieś(Łęgi),to pagórek ,jakby zmalał,pochylał się niżej
i niżej…..aha…udało mi się zjechać owego dnia ,na moich nartach firmy
POLSPORT.To był mój ostatni zjazd w życiu…..jola maj