Budził się dzień,
zimno zmieszane z siąpiącym deszczem.
Nagle rozbłysły lampiony w dziecięcych rączkach,
z uśmiechami takimi zaspanymi,
powolutku zmierzali do ołtarza.
Otworzyły się ogromne drzwi
i stanął w nich chłopiec ze zmierzwionymi włosami,
między którymi spały sobie jeszcze smacznie,
białe piórka z jego poduszki.
W jego oczach widać było smutek ,taki dziecinny,szczery.
Przygarnęłam go do siebie zdejmując małe piórko ,
myślę ,że było anielskie,
jak on sam.