Patrzę w okno za ,którym rodzi się kolejny szary dzień bez słońca.
Moje myśli uleciały do pewnego zdarzenia z nad Morza Północnego.
Był odpływ ,pomarańczowo zachodziło słońce,dno pokryte było śliskim błotem i trzeba było ostrożnie stąpać aby nie pokaleczyć stóp o ostre muszle.Po odpływie ,utworzyła się płytka niecka z wodą.I wtedy zobaczyłam przecudowne zjawisko.Na tle zachodzącej tarczy słońca ujrzałam poławiacza krewetek z ogromną siatką,którą nagarniał skorupiaki a potem na sicie je sortował.Kiedy do niego podeszłam zobaczyłam prawdziwego wikinga z siwą ,gęstą brodą,błękitnymi oczami i twarzą jak z dawnej opowieści morskiej.Zrobiłam kilka zdjęć,pierwszy raz dotykałam kraby,żywe krewetki….Było wiele miłych chwil w moim życiu,ale ten wieczór i ten surowy z ogorzałą twarzą od wiatru i słońca mężczyzna zapadł w mojej pamięci bardzo mocno.Potem zobaczyłam go jak schodził z plaży,powiedział,że dziś słońce zachodzi nienajładniej i uśmiechnął się tymi oczami o błękitnej barwie.Szkoda ,że już nigdy go nie zobaczę,ale myślę ,że wtedy był tam w zachodzacym słońcu tylko dla mnie,choć tak wiele osób patrzyło na niego z zaciekawieniem.Pamiętam też mocno pokaleczone od muszli stopy,ale wtedy nie czułam bólu,takie to było moje zauroczenie wikingiem…..jola maj