Archiwum miesiąca: maj 2006

Poławiacz krewetek…

Patrzę w okno za ,którym rodzi się kolejny szary dzień bez słońca.

Moje myśli uleciały do pewnego zdarzenia z nad Morza Północnego.

Był odpływ ,pomarańczowo zachodziło słońce,dno pokryte było śliskim błotem i trzeba było ostrożnie stąpać aby nie pokaleczyć stóp o ostre muszle.Po odpływie ,utworzyła się płytka niecka z wodą.I wtedy zobaczyłam przecudowne zjawisko.Na tle zachodzącej tarczy słońca ujrzałam poławiacza krewetek z ogromną siatką,którą nagarniał skorupiaki a potem na sicie je sortował.Kiedy do niego podeszłam zobaczyłam prawdziwego wikinga z siwą ,gęstą brodą,błękitnymi oczami i twarzą jak z dawnej opowieści morskiej.Zrobiłam kilka zdjęć,pierwszy raz dotykałam kraby,żywe  krewetki….Było wiele miłych chwil w moim życiu,ale ten wieczór i ten surowy z ogorzałą twarzą od wiatru i słońca  mężczyzna zapadł w mojej pamięci bardzo mocno.Potem zobaczyłam go jak schodził z plaży,powiedział,że dziś słońce zachodzi nienajładniej i uśmiechnął się tymi oczami o błękitnej barwie.Szkoda ,że już nigdy go nie zobaczę,ale myślę ,że wtedy był tam w zachodzacym słońcu tylko dla mnie,choć tak wiele osób patrzyło na niego z zaciekawieniem.Pamiętam też mocno pokaleczone od muszli stopy,ale wtedy nie czułam bólu,takie to było moje zauroczenie wikingiem…..jola maj

Jesteś cały w kropelkach tęczy…

Gdyby Ciebie nie było,

wymyśliłabym każdy dzień z Tobą i każdą porę roku.

Zimą ogrzewałabym Twoje dłonie wełnianymi rękawicami,

latem wędrowałabym po tęczowych szlakach

i karmiła kolorami ogrodów i łąk.

Jesienią chwytała spadające liście klonów i miłorzębu.

A wiosną usypiała małe żółtodziobe ptaszyny

zapomniane przez matki.

Jest jeszcze piąta pora roku ,

ona jest tylko dla Ciebie,

jest szczególna ….

tylko w moim sercu z cierpieniem, bólem

ale też z maleńkim dzieckiem o kryształowych oczach,

z plażą i śladami na niej , łzami słonymi,

z makowcem i szarlotką z cynamonem…

W niej Jesteś cały w kopelkach tęczy….

Moje spotkanie z Papieżem Benedyktem XVI

Rano wyjeżdżam do Krakowa,ale najpierw wstąpimy do Częstochowy na Jasną Górę.Będzie to moja pierwsza wizyta w tych cudownych miejscach i pierwsze w życiu spotkanie z Papieżem.Aż boję się o siebie i te wszystkie przeżycia,oby mnie nie poraziły swoją siłą,ale jestem szczęśliwa,nie wiem czy zasnę….

Miłość ,niech ona zawsze rozjaśnia i wzmacnia moje serce.A wszystkie przeżycia i doznania niech ubogacą mą duszę.Jak sie czuję?

Nie potrafię tego nawet opisać,nie potrafię…….Kocham……..jm

Nie zrywaj maleńkich stokrotek…

Pokaż mi świat prawdziwy,

namaluj swoimi kolorami dzieci,które się nie narodziły.

Ich małe paluszki dotykają piersi matek nabrzmiałych od mleka.

Weż je w swoje ramiona i utul do snu,snu na niby.

Każdy ma swój mały świat nadziei,

w którym jest czas na miłość i wiarę.

Jak różaniec,osłona przed złem,

tak Ty Panie dostarczaj nam siły,

a małe ciałka okryj fiołkami wieczności i błogostanu…

Pełnia nad małym kościółkiem…

Zabierz mnie w góry albo nad jezioro,

przeprowadż przez drewniane kładki i leśne ścieżki.

Zasuszę dla Ciebie liść paproci i włożę do Twojej ulubionej książki,

a ze zdjęć zrobię album na zimowe wieczory wspomnień.

Nie widziałam jeszcze koloru Twoich żrenic jak patrzą na mnie w słońcu,

ani jak biegniesz do mnie z radością na spotkanie.

Kiedyś pokazałeś mi księżyc  w pełni przy małym kościółku,

czy zajrzę tam kiedyś jeszcze?

Tęsknoto moja ,która ogarniasz mnie tak często,

miłości moja wciąż paląca się tak płomieniami do góry,

ktorą do tańca zaprasza wciąż nienasycony pląsem wiatr.

Powiedz ,że Jesteś i mnie jeszcze pamiętasz….

Osusz me łzy ,ktore mieszają się z deszczem…

Nie myśl,że chce mi się płakać,

chce mi się wyć jak syrena latem ,

dotykam oczu i współczuję im ,

bo wiem jak boli słona łza.

W zielonej trawie w kropli rosy

umył się konik polny,przejrzał się

w zielonym lustrze i usiadł na mej dłoni.

Starał się mnie rozweselić,pocieszyć.

Mokre skrzypeczki łkały żałośnie ale ładnie,

tylko letni deszcz delikatnym dotykiem rozmywał

słone kropelki i łagodził ból.

Dłonie ,które znalazły sie przy mnie tak niespodziewanie

sprawiły ,że zaświeciło słońce ,

a błyszcząca rosa odbijała moją szczęśliwą twarz i niebieski usmiech…

Łąkowe szaleństwo…

Wśród czerwonych polnych maków,wysiały się dzikie, żółte rozchodniki.

Pojedyńcze kłosy zboża prężą się  i z dumą patrzą na wszystkich z góry.

Delikatne,lilowe dzwoneczki pochyliły się w trosce nad polnym bratkiem

a wszędobylski skrzyp,rozpostarł swój pióropusz nad maleńką babką lancetową.

Rozkochane w swobodzie motyle,wirują jak marionetki i adorują skromne i urokliwe rumianki.

Tylko letni podmuch rozgrzanego powietrza,który delikatnie wprowadził wszystkich w radosny tan,potrafi objąć zmysłami całe to czarowne piękno…

Kapłaństwa się nie wstydż , nie lękaj!

Wakacyjny ,gorący poranek.Siedziałam na połamanej ławce i patrzyłam jak jaskółka napełnia muszkami  rozwarte dziobki

swoich dzieci.Pszczoły wracały już z porannych zbiorów z wypełnionymi koszyczkami.Przeszłam przez wąską ,wydeptaną scieżkę do szkolnego ogrodu.Była taka cisza i przejmujący zapach dzikiej róży pokrytej poranna rosą.Poniżej w gęstej trawie,zobaczyłam kilka narcyzy ,które zaspały i zapomniały wykwitnąć w maju ,a teraz popisywały się swą uroda przed margerytkami.Rosły też morwowe drzewa z owocami białymi i czarnymi,wdrapałam się i smakowałam te słodyczą wypełnione i nadzwyczajnym aromatem małe owoce.Z wierzchołka drzewa podziwiałam wszystko co było w zasięgu mojego wzroku,chciałam zobaczyć morze,góry.Wiedziałam ,że gdzieś są i ,że jest gdzieś inny swiat i życie……

Pamiętam ten dzień,choć minęło tak wiele lat.Życie też było zmienne jak pory roku.6 lat temu stanąłeś na mojej drodze i uratowałeś życie.Przeprowadziłeś przez płonący i walący się most w miejsce gdzie na nowo zobaczyłam świat z mojego dziecinstwa.Wszystkiego uczyłam się na nowo.Zrozumiałam czym jest prawdziwa miłość i jakie niesie ze sobą cierpienie,osamotnienie i jak w tym wszystkim można cieszyć się życiem i każdą jego chwilą.Jak bardzo głęboko można wniknąć w siebie i siebie pokochać na nowo.Pogodzić się ze swoimi słabościami,niedoskonałościami.Jak można jednego dnia napisać swoje skrywane myśli,uczucia.Zauroczyć i zachłysnąć się maleńkim życiem,stokrotką,rozmarzoną biedronką.Przeprowadziłeś mnie przez ten most i włożyłeś z ufnością moją dłoń w rękę Boga,którego nie znałam…Dziękuję Tobie za życie i każdy dzień mój Kapłanie.Dzisiaj jest 8 rocznica Twoich Święceń Kapłańskich,zawsze bądż niezmienny w tym co i kogo kochasz.A za tę Przyjażń dziękuję Bogu każdego dnia i czynić tak będę,aż do wieczności .Dziękuję sercem i czymś niewypowiedzianym…Tobie dziękuję T……….jola maj

Boże łzy na moich policzkach…

Boże mój, Ty jesteś na wieki,

szukam w Tobie siebie,lecz daleka droga przede mną.

Czuję Twój dotyk,ale nie czuję ciepła,

czuję siłę i wiarę,która tak głęboko we mnie utkwiła.

Nie bierzesz więcej niż dałeś,

nie potępiasz za życia moich wad i słabości.

Pochylasz się ciągle nad moim istnieniem  i płaczesz.

Ocieram Twe łzy na moich policzkach,

krwawię kiedy słowa ranią mą duszę.

Kochać mi pozwalasz,dając dar cierpienia i tęsknoty.

Przepraszam ,że pokochałam Ciebie za pózno,

wiem ,że Byłeś ze mną wtedy ,

kiedy wycierałam krew z roztrzaskanej głowy mojego ojca…

Kiedy maleńkimi rączkami dotykałam jego ogolonych policzków,

a on malował mi wąsy z piany.

Dziękuję za te chwile z miom ojcem,

choć wolę nie pamiętać piekła ,które otaczało małe serca.

Tylko zapach taniej wody kolońskiej,jego uśmiechu i już nie pamiętam

Zjawa na drodze…

Tęsknię za tobą chwilo,

tesknię za twoim zapachem i kawą w kubku z aniołami.

Za delikatnym kremem do twarzy i twoim przytuleniem.

Kiedy byłam tak blisko ciebie,

zakwitły przebiśniegi i żółte krokusiki.

Kręte drogi prostowała miłość ,

a stęsknione konie witały nad jeziorem delikatną ,kwietniową trawę.

Chwilo odmierzana na miesiące,na niepewne telefony

i lęk przed spotkaniem z wyśpiewanym słowem.

Czy zobaczę w nocy tę tajemniczą postać w lesie,

w poszarpanych łachmanach,w za dużym kapeluszu?

Zjawa to ,czy mój strach,aby nie zasnąć przed podróżą…